piątek, 5 czerwca 2015

Podsumowanie kwietnia i maja'15

Korzystam właśnie z wolnej chwili i postanowiłam napisać co działo się u mnie w ciągu minionych dwóch miesięcy.

Kwiecień skończył się niezbyt przyjemnie, właściwie tragicznie. W ostatni wtorek kwietnia powiesiła się koleżanka mojej siostry, którą ja też znałam. To było tak zaskakujące, że nie wiedziałam jak podsumować ten miesiąc. Postanowiłam przesunąć to podsumowanie i połączyć je z podsumowaniem majowym.

Do mojego kwietniowego postanowienia dotyczącego regularnego jedzenia dodałam nowe, majowe - zdrowe jedzenie (a przynajmniej w miarę możliwości). W ogródku posadziłam szpinak, rukolę i bazylię (która niestety nie wyszła). W każdym razie zakochałam się w szpinaku, podobnie jak moja mama. Przetestowałam już kilka przepisów na omlet i koktajl ze szpinakiem. Już wiem że w przyszłym roku posadzę go dwa lub trzy razy więcej :). A na rukolę muszę jeszcze znaleźć jakiś pomysł.

Oprócz szpinaku posmakowała mi też owsianka ze słonecznikiem, rodzynkami i siemieniem lnianym. Już kiedyś próbowałam owsianki, ale mi nie posmakowała. Postanowiłam spróbować jeszcze raz i po prostu przepadłam. Muszę jeszcze tylko znaleźć jakiś zastępnik mleka krowiego, którego teraz używam.

Pogoda w końcu się poprawiła i mogłam kilka razy pobiegać (raz nawet podczas burzy - możecie sobie wyobrazić jak to pobudza do biegu :)). Kiedy mam wolny dzień chodzę też z naszymi psami na kilkukilometrowe spacery. Wczoraj po raz pierwszy udało mi się je porządnie zmęczyć. Chciałam też zacząć A6W, ale przez najbliższe dwa tygodnie będzie to raczej niemożliwe. Chciałabym wykonać cały program bez przerw, bo one mogłyby wszystko przedłużyć.

Pozostałe postanowienia idą mi całkiem dobrze. Paznokcie mam teraz maksymalnie krótkie, dzięki czemu nie muszę się o nie martwić.

Staram się też codziennie balsamować, bo dość mocno się opaliłam i nie chcę, żeby schodziła mi skóra. Dzięki temu może dłużej się utrzyma :).

Jedyne co sobie odpuściłam to codzienne zdjęcia swojej osoby. Zamiast tego ciągle robię zdjęcia chmur i zachodów słońca. To już prawie nałóg :).


Nowe, czerwcowe postanowienie to systematyczne peelingowanie ciała (muszę w końcu zacząć ich używać).

A jak Wam minęły te dwa miesiące? Jesteście gotowi na sezon letni?

sobota, 23 maja 2015

Poeurowizyjne przemyślenia (#2)


Jest 24 maja, godzina 1:26, właśnie skończyła się Eurowizja (spokojnie, to już ostatni wpis). Wygrał ją reprezentant Szwecji, Mans Zelmerlow, z piosenką "Heroes". Monika Kuszyńska zajęła 23. miejsce zdobywając 10 punktów.

Ponieważ nie planuję więcej wpisów o Eurowizji (przynajmniej w tym roku), chciałabym trochę się Wam pożalić. Po pierwsze wiem jaka jest teraz sytuacja za naszą wschodnią granicą, ale bardzo nie spodobało mi się podejście publiczności do reprezentantki Rosji, Poliny. Kiedy Rosja zdobywała najwyższe noty, publiczność buczała i zachowywała się jak banda pseudokibiców, czego kwintesencję można było odczuć podczas połączenia z Moskwą. Wcale się nie dziwię że prowadzące kilka razy musiały przypominać, że chodzi o piosenki a nie skąd one pochodzą.

Inna rzecz która mnie martwi to to, że Eurowizja to dość przewidywalny konkurs jeśli chodzi o głosowanie. W bardzo wielu przypadkach pan Artur Orzech był w stanie bez pudła podać jakie noty dostaną poszczególne państwa. Nie jest chyba tajemnicą, że państwa byłego Związku Radzieckiego głosują na siebie nawzajem, podobnie w przypadku państw skandynawskich czy należących do basenu Morza Śródziemnego. W Eurowizji chodzi bardziej o sympatie między państwami a nie muzykę.

Ostatnie co rozśmieszyło mnie i trochę wkurzyło (w zależności jak na to spojrzeć) jest wybór Oli Ciupy jako naszego sekretarza. Czy naprawdę nikt nie był w stanie sprawdzić jak ona mówi po angielsku?

To tyle ode mnie na dzisiaj. Mamy już niedzielę i dzień wyborów. Idźcie do urn i wybierzcie. Macie taką możliwość, więc jej nie marnujcie.

niedziela, 17 maja 2015

Eurowizja 2015 - wykonawcy koncertu finałowego

O ile w poprzednich wpisach przedstawiałam Wam piosenki w kolejności, w której zostaną zaprezentowane podczas półfinałów, tak tym razem będzie to kolejność przypadkowa. Jedynie Austria ma przydzielony numer z jakim wystąpi, kolejność pozostałych reprezentantów zostanie przedstawiona, gdy będą oni znani.

W koncercie finałowym weźmie udział 27 reprezentantów. Dwudziestu zostanie wyłonionych podczas obu półfinałów, siedmiu pozostałych ma już zapewniony udział.

Dziś przedstawię Wam właśnie tą siódemkę: gospodarza koncertu Austrię, gościa specjalnego Australię oraz tzw. Wielką Piątkę (kraje, która płacą najwyższą składkę na przygotowanie imprezy).

1. Austria - The Makemakes "I am yours"


Nawet gdyby Austria nie miała zagwarantowanego udziału w finale, to z tą piosenką na pewno by się do niego dostała. Bardzo mi się podoba, na pewno zagości w moim odtwarzaczu.

2. Australia - Guy Sebastian "Tonight again"


W moim prywatnym zestawieniu ta piosenka jest na pierwszym miejscu. Nie mogę doczekać się ich występu na żywo.

3. Francja - Lisa Angell "N'oubliez pas"


Francuski to chyba jedyny język, za którym nie przepadam. Pewnie dlatego że w tym języku trudno jest śpiewać zupełnie go nie znając. Piosenka bardzo mi się podoba i chętnie bym ją zaśpiewałą, gdy by nie język :/.

4. Hiszpania - Edurne "Amanecer"


Odczucia podobne jak po piosence Aminaty z Łotwy - za dużo "wycia" ale rozebrani faceci jakoś to tuszują :).

5. Niemcy - Ann Sophie "Black smoke"


Mam mieszane uczucia co do tej piosenki, zwłaszcza gdy dowiedziałam się, że Niemcy miała reprezentować inna piosenka - "Heart of stone", która bardziej mi się spodobała.

6. Wielka Brytania - Electro Velvet "Still in love with you"


Aż dziw, że takie połączenie wypaliło. Jeszcze bardziej jestem zszokowana z tego, że mi się to podoba. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał ich występ na żywo.

7. Włochy - Il Volo "Grande amore"


Ach, co za głosy...

Przedstawiłam Wam już wszystkich wykonawców. Mam nadzieję, że znaleźliście swoich ulubieńców, którym będziecie kibicować. Za tydzień postaram się przedstawić Wam wyniki i zwycięzcę. 

czwartek, 14 maja 2015

Eurowizja 2015 - wykonawcy drugiego półfinału

Dziś przedstawię Wam wykonawców, którzy wystąpią podczas drugiego półfinału. Tym razem będzie ich 17, więc szykujcie się na jeszcze więcej muzyki :).

1. Litwa - Monika Linkyte i Vaidas Baumila "This time"


Piosenka bardzo mi się podoba, ale te dwa głosy według mnie nie pasują do siebie. Na żywo on śpiewa gorzej, a w tym teledysku ona. A może ja się nie znam? :).

2. Irlandia - Molly Sterling "Play with numbers"


Jedna z moich ulubionych, jestem tylko ciekawa czy na żywo będzie równie świetna. Na pewno poszukam więcej piosenek Molly.

3. San Marino - Michele Perniola i Anita Simoncini "Chain the light"


Momentami podoba mi się a momentami nie. Zupełnie nie wiem co o niej napisać.

4. Czarnogóra - Knez "Adio"


To jedna z dwóch piosenek podczas tego półfinału, która będzie wykonana w języku ojczystym. I nie ma znaczenia, że nic nie rozumiem :). Wynagradzają mi to widoki, skrzypce i tamburyn. Dziwne połączenia, ale na mnie działa :). Poza tym podczas występu na żywo na scenie temu wykonawcy ma towarzyszyć pięć pięknych chórzystek, więc panowie też będą mieli co oglądać ;).

5. Malta - Amber "Warrior" 


Jedyne co podoba mi się w tej piosence to ci zamaskowani muzycy z teledysku. Nie przepadam za takim "wyciem" (wybaczcie, ale tym dla mnie jest takie śpiewanie).

6. Norwegia - Morland i Debrah Scarlett "A monster like me"


Wydaje się taka spokojna, że nie jestem pewna czy przejdzie do finału.

7. Portugalia - Leonor Andrade "Ha um mar que nos separa"


To druga piosenka w języku ojczystym, która będzie wykonywana 21 maja. Oczywiście nic nie rozumiem, ale właśnie do takich piosenek mam największą słabość. :).

8. Czechy - Marta Jandova i Vaclav Niod Barta "Hope never dies"


Nie w moim guście, ale trzymam kciuki, bo Czechy wracają do konkursu po dłuższej przerwie.

9. Izrael - Nadav Guedj "Golden boy"


Czy jest ktoś, na kogo dźwięki Bollywood nie działają? Wątpię. Liczę, że ta piosenka przejdzie do finału i Europa trochę sobie przy niej potańczy :).

10. Łotwa - Aminata "Love injected"


Piosenka jest fajna ale zbyt dużo w niej "wycia". Po obejrzeniu występu na żywo w ogóle mi się nie spodobała, ale teledysk mnie przekonał (wiadomo, niezłe ciałko :)).

11. Azerbejdżan - Elnur Huseynov "Hour of the wolf"


Trochę przypomina mi "Euphorię", która wygrała Eurowizję w 2012 roku, ale poza tym całkiem fajna piosenka.

12. Islandia - Maria Olafsdóttir "Unbroken"


Mam wrażenie, że Maria stara się przekonać mnie, że potrafi wyciągnąć każdy dźwięk. Tylko że ja za tym nie przepadam. Szkoda, bo piosenka może się podobać.

13. Szwecja - Mans Zelmerlow "Heroes"


Mogłabym się pomylić i wziąć ją za piosenkę One Republic lub innego amerykańskiego zespołu. Na pewno zagości w moim odtwarzaczu.

14. Szwajcaria - Melanie Rene "Time to shine"


Zupełnie nie w moim guście.

15. Cypr - Jannis Karajannis "One thing I should have done"


Takie właśnie piosenki ostatnio najczęściej słucham, bez wydziwiania i z prostym przekazem. Obawiam się tylko, że to za mało, żeby przejść do finału.

16. Słowenia - Maraaya "Here for you"


Tak, tak, tak! Zobaczcie jak ta skrzypaczka gra na swoich "skrzypcach". :).

17. Polska - Monika Kuszyńska "In the name of love"


Pewnie nie będę obiektywna oceniając naszego reprezentanta, ale piosenka mi się podoba. Mam nadzieję, że przejdzie dalej, i to nie ze względu na wózek pani Moniki, tylko wykonanie piosenki.

To już wszyscy, którzy będą walczyli o finał, w kolejnym poście przedstawię Wam wykonawców finałowych, których na pewno zobaczymy podczas koncertu 23 maja.

Może któraś z tych piosenek przypadła Wam do gustu?

poniedziałek, 11 maja 2015

Eurowizja 2015 - wykonawcy pierwszego półfinału

W tym tygodniu będzie znowu kulturalnie, czyli o muzyce :). W przyszłym tygodniu odbywa się 60. Konkurs Eurowizji, czyli coś co kocham i ubóstwiam. Już od dwóch tygodni słucham każdej piosenki i typuję potencjalnego zwycięzcę.

Jeśli jeszcze nie wiecie, nas w tym roku będzie reprezentowała Monika Kuszyńska z piosenką "In the Name of Love", i wystąpi podczas drugiego półfinału 21 maja.

Tegoroczna Eurowizja odbywa się w Austrii (w wyniku zwycięstwa reprezentantki tego kraju, Conchity Wurst, w zeszłym roku) 19, 21 i 23 maja. Z okazji 60. rocznicy Eurowizji do konkursu dołączyła Australia. Reprezentant Australii wystąpi podczas finału i jeśli wygra tegoroczną Eurowizję, kolejny konkurs odbędzie się w Niemczech.

Większość tegorocznych eurowizyjnych piosenek jest po angielsku. Tylko sześć państw z czterdziestu zdecydowało się zaśpiewać w swoich ojczystych językach, innych niż angielski.

Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam państwa, których reprezentanci zaśpiewają podczas pierwszego półfinału. Jest ich sporo, bo aż 16, ale mam nadzieję, że wytrwacie. Będzie dużo muzyki. :).

1. Mołdawia - Eduard Romanyuta "I want your love"


Piosenka i teledysk wykonane po amerykańskiemu. ;). Wydaje mi się, że gdzieś to już słyszałam. Mam przeczucie, że ta piosenka nie dostanie się do finału. Widziałam występ tego artysty na żywo podczas prób, i niestety, nie podołał.

2. Armenia - Genealogy "Face the shadow"


Piosenka wydaje mi się zlepkiem kilku głosów, z których każdy próbuje wyjść na pierwszy plan. Nie lubię takiego zamieszania, bo nie wiem na czyim głosie mam się skupić.

3. Belgia - Loic Nottet "Rhythm inside"


Na początku nie podobała mi się, ale powoli się do niej przekonuję. Mogę jej słuchać, ale nie oglądać teledysk, bo ten głos zupełnie nie pasuje mi do tej osoby ;).

4. Holandia - Trijntje Oosterhuis "Walk along"


To jeden z moich faworytów. Po zeszłorocznych występie The Common Linnets czekałam na holenderską propozycje na ten rok i nie zawiodłam się. Będę trzymała kciuki, żeby piosenka awansowała do finału.

5. Finlandia - Pertti Kurikan Nimipaivat "Aina mun pitaa"


Na temat tej piosenki nie będę się wypowiadała, ponieważ, po pierwsze - jest po fińsku a ni w ząb nic nie rozumiem w tym języku, po drugie - to kompletnie nie w moim guście, więc nie chcę oceniać czegoś, na czym się nie znam. Jedyne co mogę napisać, to to, że jestem pod ogromnym wrażeniem odwagi.

6. Grecja - Maria Elena Kiriaku "One last breath"


Muzyka nie pasuje mi do śpiewu, albo śpiew do muzyki, ale coś nie gra w tej piosence. Zupełnie nie w moim guście, ale podejrzewam, że może dostać się do finału.

7. Estonia - Elina Born i Stig Rasta "Goodbye to yesterday"


To moja piosenka #1 spośród wszystkich (no może na równi z propozycją Australii :)). Spokojna, bez tego całego szaleństwa. Właśnie ta piosenka według mnie powinna wygrać.

8. Macedonia - Daniel Kajmakoski "Autumn leaves"


No cóż tu dużo mówić (pisać): spokój mnie bierze. Moje serce jest już zajęte, ale trzymam kciuki. Piosenkę można również posłuchać w wersji macedońskiej ("Lisja esenski") chociaż po angielsku według mnie brzmi lepiej.

9. Serbia - Bojana Stamenov "Beauty never lies"


Wybrałam wersję fanowską, bo według mnie lepiej oddaje przekaz. Jestem ciekawa, jak wypadnie ta piosenka na żywo, ale na razie jestem nią zachwycona.

10. Węgry - Boggie "Wars for nothing"


Piosenka ma bardzo ważny przekaz: wojna to najgorsza rzecz jaka może spotkać ludzi i naszą planetę. Zastanawiam się tylko, czy przekaz tej piosenki nie zostanie stłamszony przez reflektory, błyski i imprezowy charakter konkursu.

11. Białoruś - Uzari i Maimuna "Time"


Piosenka fajnie skomponowana chociaż nie porywa mojego serca. Oglądając teledysk wyobrażam już sobie występ na żywo tego wykonawcy. To może być prawdziwe widowisko.

12. Rosja - Polina Gagarina "A million voices"


To kolejny z moich faworytów. Biorąc pod uwagę, że piosenka reprezentuje Rosję, jej tekst jest dość kontrowersyjny i sprzeczny z polityką rosyjską, ale w Eurowizji chodzi o to, aby oceniać piosenkę, a nie kraj, tak więc jestem bardzo na tak.

13. Dania - Anti Social Media "The way you are"


Ta piosenka nie skradła mojego serca. I to tyle na jej temat.

14. Albania - Elhaida Dani "I'm alive"


Piosenka fajna i nawet słuchanie tego wyciągania pod koniec nie boli ale jakoś nie mogę się do niej przekonać.

15. Rumunia - Voltaj "De la capat (All over again)"


To jedyna piosenka, która zostanie zaprezentowana w wersji dwujęzycznej - po rumuńsku i angielsku. Tekst i muzyka świetnie ze sobą współgrają, rumuńska wersja bardziej mi się podoba, ten język jest według mnie bardziej śpiewny i lepiej pasuje do tej piosenki.

16. Gruzja - Nina Sublatti "Warriors"


Nie poruszyła mojego serca :(.

To dopiero wykonawcy, którzy zaśpiewają podczas pierwszego półfinału (19 maja), ale szykujcie się na kolejne eurowizyjne wpisy.

A Wy oglądacie Eurowizje i macie jakichś faworytów (oprócz oczywiście polskiej piosenki :))? 

sobota, 9 maja 2015

Promocja 49% w Rossmannie - moje niewielkie łupy

Odkąd obiecałam sobie, że nie kupię kolejnego lakieru dopóki nie zużyję kilku z tych, które mam, nie odwiedzam tak często Rossmanna jak wcześniej. Ostatnio jednak z powodu promocji - 49% postanowiła odwiedzić ten sklep ponownie. Promocja była podzielona na trzy etapy: produkty do twarzy, makijaż oczu i lakiery + makijaż ust. 

Moje zdobycze nie są wielkie, u innych blogerek lista jest dłuższa, ale biorąc pod uwagę, że prawie się nie maluję, tylko hołduję stylowi au naturel, to zdecydowałam się na paletkę cieni z Lovely i kredkę do ust z Miss Sporty. 

Cienie wyglądają fajnie, nie wiem tylko, czy będę używała tych bardziej błyszczących a zwłaszcza tego ciemnego, prawie czarnego (na zdjęciu wygląda na jaśniejszy niż w rzeczywistości). Kredkę zdążyłam już przetestować. Jest stosunkowo trwała (ale to moja ocena po nie całym dniu noszenia na ustach) i ma głęboki czerwony kolor. 



A Wy co upolowałyście na tych promocjach?

środa, 29 kwietnia 2015

Ulubione aplikacje na telefon

W kwietniu minął rok, odkąd kupiłam sobie nowy telefon, Samsung S III mini. Chciałabym podzielić się z Wami moimi kilkoma ulubionymi aplikacjami na telefon.

Cover artInstagram

Na początku ta aplikacja wydawała mi się zbyteczna, teraz jednak nie mogę się od niej oderwać. Zanim wstanę sprawdzam zdjęcia dodane przez osoby, które obserwuję i nie ma dnia bez choć jednego zdjęcia. Ostatnio jednak zaczyna mnie trochę irytować społeczność like-owych kolekcjonerów.








Cover artSnapchat

Podobno ta aplikacja powstała przypadkiem i w dodatku jest wynikiem błędu. Mi to jednak nie przeszkadza. To mój idealny sposób na komunikację z moimi siostrami, gdy muszę przesłać im zdjęcie czegoś lub kogoś.








Cover art
Mój kalendarzyk

To mój zdecydowany faworyt. Mam nawet wrażenie, że dzięki niemu mój cykl się w końcu uregulował :). W aplikacji mamy możliwość określenia rodzaju dolegliwości i nastroju (wybór jest ogromny:)). Kalendarzyk informuje też kiedy jest największa szansa na zajście w ciążę oraz "ostrzega" o nadchodzącym okresie.








Cover art
Money Zoom

Z tą aplikacja mam pewien problem. Mam ją na telefonie ale jej nie używam :). Spodobała mi się zanim mój telefon trafił do naprawy, potem ponownie ją zainstalowałam ale nawet nie zaczęłam używać. Moje centrum finansowe to teraz torebka z kwitkami :). Mimo wszystko polecam ją każdemu, kto chce okiełznać swoje finanse.







Cover art
Endomondo

Cover artKażdy, kto zaczyna swoją przygodę ze sportem powinien ją mieć. Można wybrać jedną z wielu dyscyplin sportowych, wcisnąć zielony przycisk i zacząć ćwiczyć. Lub po prostu spacerować (co jest moją główną aktywnością fizyczną). A na koniec każdego miesiąca dostaje się raport, w moim przypadku bardzo motywujący :).







2048

Tę grę mam na swoim telefonie głównie ze względu na brata, ale ostatnio sama też w nią gram. Niby taka prosta, a potrafi wciągnąć.

Cover art






Mahjong Solitaire Epic

A to jest gra, za którą ja przepadam. Polega na dobieraniu w pary takich samych klocków, aby zniknęły z planszy. To taki chiński odpowiednik pasjansa.








Cover art
Quizowanie

Tą grę pokazały mi siostry. Gram w nią tylko gdy mam humor, bo zbyt często dołuje mnie to, że tak mało wiem :).










A jakie są Wasze ulubione aplikacje?

piątek, 17 kwietnia 2015

Jak kulturalnie zaistnieć w sieci - przemyślenia #1

Miałam napisać kolejny post z serii "Moja lakierowa kolekcja" ale moje paznokcie naprawdę źle znoszą odstawienie odżywki z Eveline. Miał być też post o moich ulubionych aplikacjach na telefon (opublikuję go w przyszłym tygodniu) ale postanowiłam napisać na inny temat, po części związany z pewną aplikacją.

Odwiedzając profile znanych youtuberów zauważyłam pod wieloma zdjęciami komentarze handlowe typu "oddam", "5 like za 10 like", "10 like za follow", itp. Raz czy dwa odwiedziłam profil osoby, która w ten sposób się reklamowała, ale potem dałam sobie spokój. Taka ilość tego typu komentarzy może złamać największego twardziela. Nie dziwię się więc, że niektórzy użytkownicy piszą prośby o nie publikowanie takich komentarzy a nawet blokują takie osoby. Próba prowadzenia konwersacji na linii autor-odbiorca jest trudna, kiedy trzeba przedrzeć się przez morze, a nawet ocean, bezwartościowych komentarzy.

To, o czym chciałam dzisiaj napisać, zaczęło się od filmiku Karoliny z kanału StylizacjeTV.


Zwróciła ona uwagę na takie właśnie nic nie wnoszące komentarze, podając m. in. przykład Zuzy z kanału Banshee. Postanowiłam odwiedzić konto Zuzy na Instagramie i przeraziłam się. W 90% komentarze pod zdjęciami to właśnie "oddam za...", "polubię za...". Zwróciłam uwagę jednej dziewczynie, że takie spamowanie nic nie daje, to dowiedziałam się, że jestem za stara, żeby oglądać filmiki Zuzy :). Biorąc pod uwagę zdjęcia tej dziewczyny wcale się nie dziwię, że uważa mnie za starą osobę. Jej nie było jeszcze na świecie, kiedy ja miałam tyle lat co ona :). A że wyrosłam już z bezużytecznego wszczynania kłótni w Internecie (właściwie to nigdy ich nie wszczynałam) i staram się kulturalnie dyskutować z każdą osobą, to dałam sobie spokój z tłumaczenia jej czegokolwiek. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Przeglądając komentarze pod zdjęciami Zuzy zauważyłam też coś innego. Nie subskrybuję kanału Zuzy, więc nie wiem w jakie dni dodaje ona swoje filmiki, wiem jedynie że prowadzi ona program, który podzielony jest na sezony, z których każdy nazywa się inaczej. Ma wierną rzeszę fanów, głównie w wieku gimnazjalnym, która czeka na każdy nowy odcinek. I tu właśnie jest szkopuł. Z konwersacji na IG dowiedziałam się, że ostatnio Zuza dodaje te filmiki później niż początkowo planowała. Oprócz komentarzy "oddam" pod ostatnim zdjęciem jest też sporo "gdzie nowy Miodek?". Kilka wypowiadających się osób rozumie, że Zuza ma teraz maturę, ale większość nie rozumie dlaczego nie ma nowego filmiku, skoro Zuza się do tego zobowiązała.

I tu jest miejsce na moje wątpliwości. Czy Youtube to zabawa czy obowiązek i praca? Dla niektórych pewnie praca, z której czerpią korzyści, ale podejrzewam że Zuza założyła swoje konto i zaczęła kręcić filmiki, aby się bawić i testować nowe możliwości. Czy młoda widownia youtubowa jest aż tak mało wyrozumiała, aby zrozumieć, że twórcy youtubowi mają też coś poza Yotubem: obowiązki domowe, szkolne, niektórzy też pracę? 

Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam. Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mnie, oglądają kanał Karoliny lub Zuzy. Pamiętajcie, bądźcie wyrozumiali. Każdy z nas ma swoje życie i swoje problemy, z którymi musi się zmierzyć. Trzymajcie się mocno.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Projekt denko i krótkie recenzje - marzec'15

Marcowe denko
W marcu, podobnie jak w lutym, nie zużyłam zbyt wielu produktów. Jedynie zmywacz z Isany (nie ma go na zdjęciach), żel do golenia z Nivei, żel do mycia twarzy, dezodorant w kulce i wodę toaletową z Yves Rocher.

Żel do golenia, którego używałam, pochodzi z linii dla mężczyzn, więc jego zapach jest typowo męski. Mimo, że kocham męskie zapachy, to ten mi trochę przeszkadzał. Jest dość intensywny i czuć go chwilę po użyciu na skórze, nawet jeśli używam zapachowego żelu z YR. Pomijając zapach jestem bardzo zadowolona z tego żelu, jest wydajny i starczył mi naprawdę na długo. Przetestuję teraz jakąś piankę lub żel dla kobiet i zobaczę, który lepszy.

Żel do mycia twarzy z Yves Rocher okazał się dla mnie niespodzianką, ale nie wiem czy miłą. Używam go już od dłuższego czasu i to moje kolejne opakowanie, ale ostatnio po obejrzeniu filmiku na Youtube o SLS sprawdziłam jego skład i zdziwiłam się, kiedy zauważyłam jak wysoko w składzie tego żelu jest właśnie ten związek. Mi on szczególnej krzywdy nie robi, ale zauważyłam, że jak go używam, to moja twarz po kilku minutach jest jakby sucha. Muszę ją przemyć tonikiem i nałożyć krem, co przy mojej cerze mieszanej jest dość dziwne. Mam zachomikowane jeszcze jedno opakowanie, które chcę zużyć, a potem poszukam czegoś z bardziej przyjaznym składem.

Dezodorant w kulce o zapachu migdału z Kalifornii z Yves Rocher to jeden z wielu z tej serii, który postanowiłam przetestować. Zapach ma dziwny, trudno mi go do czegoś porównać, ale jest nawet przyjemny. Jeśli chodzi o skuteczność to nie ma co liczyć na wielkie efekty. Jedynym plusem tego produktu są ciekawe zapachy, ale nie polecam go komuś, kto ma problemy z poceniem.

Woda toaletowa Kokos z Malezji, to mój ulubiony zapach z tej serii. Jest słodki a niektórym moim znajomym bardziej przypomina wanilię niż kokos. Zawsze kupuję mniejsze opakowanie a potem się dziwię, że tak szybko się skończyło :).


Żel do mycia twarzy i żel do golenia
Woda toaletowa i dezodorant






W marcu zużyłam też kilka maseczek Rival de Loop w próbkowych opakowaniach, ale o nich napiszę w oddzielnym poście.

A Wy ile produktów zużyłyście w minionym miesiącu?

sobota, 4 kwietnia 2015

Wesołych Świąt!


Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę wesołych rodzinnych świąt wielkanocnych. Niech jajko będzie smaczne a Śmingus bardzo, bardzo mokry. Lub śnieżny (jak kto woli) :).

wtorek, 31 marca 2015

Podsumowanie marca (tydzień 10, 11, 12)

Ciągle zastanawiam się czy miesięczne podsumowania są lepsze od tygodniowych. Zaczęłam właśnie organizować się za pomocą Bullet Journal i wygląda to zupełnie inaczej, niż na początku mojego blogowania.

W każdym razie marzec wydaje mi się, że minął dla mnie pomyślnie. Co prawda ćwiczenia to nadal dla mnie zmora. Już się cieszyłam, że zrobiła się ładna pogoda i będę mogła pobiegać a tu taka niespodzianka. Ulewy i wichury na przemian z łagodnym deszczykiem i wietrzykiem. Chyba łatwiej będzie zamontować sobie w domu bieżnię :). Postarałam się jednak wykorzystać te nieliczne chwile ładnej pogody i potrenowałam tennis (czyt. trzepałam koce :)).

Ostatnio mam problem z moimi dłońmi, a w szczególności z paznokciami. Bolą mnie koniuszki palców, zwłaszcza miejsca w których wyrastają paznokcie. Czuję jakby były przesuszone i dwa razy częściej je kremuję niż wcześniej. Mam nadzieję, że to przejściowe zjawisko związane ze świątecznym sprzątaniem i ciągłym moczeniem dłoni, a nie coś, co będzie trwało i trwało. Mam zapas kremów do rąk ale nie wiem co z moją cierpliwością :).

Jeśli chodzi o balsamowanie ciała to idzie mi całkiem nieźle (pomijając jeden dzień, kiedy nie było mnie w domu). Balsamuję się systematycznie, bo chcę jak najszybciej zużyć balsam, który kiedyś kupiłam na promocji w H&M. Jest toporny i pachnie dentystą :/.

Inne kosmetyczne postanowienia, czyli systematyczna regulacja brwi, dbanie o paznokcie u stóp i nie marszczenie  się jak mops idą mi całkiem dobrze. W połowie marca postanowiłam sobie, że będę codziennie się malowała, nawet jeśli nigdzie się nie wybieram. W sztuce makijażu jestem noga, ale może jak poćwiczę i poeksperymentuję, to nabiorę wprawy.

W kwietniu chciałabym przede wszystkim zadbać o to, żeby regularnie jeść. Zdarza się, że nie zjem posiłku, bo nie czuję głodu, a potem napada mnie taka gastrofaza, że trzęsą mi się ręce i muszę coś zjeść teraz, natychmiast. Do tego zawroty głowy i mdłości. Wcześniej czegoś takiego nie miałam. Teraz boję się, czy to nie oznaka jakiegoś schorzenia (jestem hipochondryczką, która wiecznie jest chora, więc nie wiem, czy rzeczywiście coś mi jest). Na razie najważniejsze zadanie to jeść. No i oczekiwać słońca.

Źródło: tumblr.com

Jak Wam minął marzec? I jaka u Was pogoda, bo u mnie dzisiaj padał nawet śnieg?

środa, 25 marca 2015

Wyzwanie czytelnicze 2015 - sześć ostatnio przeczytanych książek

Źródło: lubimyczytac.pl
Książka wybrana na podstawie okładki:
52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca
Jessica Brody

Chociaż pomarańczowy to nie jest mój ulubiony kolor, to widząc tą książkę pomyślałam "chcę ją mieć!" i to właśnie ze względu na okładkę i jej gazetowy look.

Opis książki:
Historia Kopciuszka opowiedziana od tyłu.
Zbliża się najszczęśliwszy moment w życiu Lex. W dniu swoich osiemnastych urodzin ma otrzymać od „kochającego tatusia” czek na 25 milionów dolarów. To jej upragniona swoboda i wolność, która należy się „z urodzenia” każdemu członkowi rodziny. 
Tymczasem ojciec odracza środki z funduszu powierniczego o 52 tygodnie. Młoda celebrytka znana dotychczas z pierwszych stron gazet, kanałów informacyjnych oraz imprez dla vipów, musi poznać smak pracy. 
Barack Obama i Madonna pierwsze kroki robili w barach szybkiej obsługi. Walt Disney zaczynał jako gazetowy. Rod Stewart był grabarzem.

Sama książka początkowo była dla mnie nużąca. Być może z powodu głównej bohaterki, rozpuszczonej córki milionera, który nie zwraca na nią uwagi, bawiącej się na całego bez względu na wszystko. Z czasem jednak akcja się rozwinęła, główna bohaterka powoli i opornie, ale jednak zmieniła swoje zachowanie. Zakończenie jest dość przewidywalne a cała książka gra na schematach. Mimo to styl autorki bardzo mi się podoba, zwłaszcza sposób, w jaki pisze o przebaczaniu.


Źródło: lubimyczytac.pl
Książka ma smutne zakończenie:
Sprzedane przez ojca
Betty Mahmoody, Zana Muhsen

Wybranie książki o smutnym zakończeniu a której się wcześniej nie czytało jest trudne. Naprawdę trudne. Idąc za radą pani z biblioteki wybrałam książkę opartą na faktach.

Opis książki:
Zostałyśmy wywiezione do Jemenu, sprzedane przez własnego ojca, brutalnie zmuszone do małżeństwa, gwałcone, poddane wszelkim aktom przemocy, upokarzane i więzione przez osiem lat…
Betty Mahmoody, autorka światowego bestsellera Tylko razem z córką, przedstawia wstrząsającą autobiografię dwóch angielskich dziewczynek
2000 tysiące funtów. To cena, za jaką Muthana Muhsen sprzedał swoje córki…
Ojciec obiecał im rajskie wakacje. Dla piętnastoletniej Zany i czternastoletniej Nadii z Birmingham to miała być wspaniała egzotyczna przygoda Stała się ośmioma latami piekła…
Zamiast pięknych plaż - zapadła wioska w Jemenie, nędzna, brudna i zacofana, gdzie nikt nie mówi po angielsku, gdzie kobieta jest niczym. Tu Zana i Nadia usłyszą, że ojciec sprzedał je i wydał za mąż. Że nie wrócą do domu. I że są niewolnicami swoich mężów…
Dwie brytyjskie nastolatki, odcięte od rodziny, bliskich, wszystkiego, co znały i kochały, zostały nagle uwięzione w obcym świecie, prymitywnym i wrogim, oddane w ręce obcych mężczyzn, gwałcone co noc, zmuszane do niewolniczej pracy. Były zaledwie dziećmi, przerażonymi i straszliwie samotnymi. A jednak Zanie udało się wyrwać z tego koszmaru. Wróciła do Anglii, by stamtąd walczyć o siostrę, o jej dzieci i o swojego synka. Ale jej tragedia miała ciąg dalszy…
Po międzynarodowym sukcesie swojej autobiografii Tylko razem z córką Betty Mahmoody otrzymywała z całego świata relacje podobne do jej historii. Postanowiła przedstawić opowieść Zany jako jedną z najbardziej poruszających.
Ta książka mną wstrząsnęła. Każda książka, w której jedna osoba świadomie krzywdzi inną osobę porusza mnie, ale gdy tą osobą jest ojciec, który krzywdzi swoje dzieci, to aż się trzęsę na myśl o tym, co bym mu zrobiła. 

Zana i jej siostra zostały "porwane" do Jemenu (pod pretekstem wycieczki do kraju ich ojca i dziadków ojciec sprzedał je za dwa tysiące funtów swoim przyjaciołom, jako żony dla ich synów) i wydane za obcych chłopców. Miały 15 i 13 lat. Ja w wieku Zany kończyłam gimnazjum i zaczynałam liceum. Myślałam o szkole i chłopakach.  Nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej sytuacji. Zana wykazała się niebywałą odwagą i chartem ducha. Przez 8 lat walczyła, aby razem z siostrą i dziećmi być wolnymi i móc wrócić do Wielkiej Brytanii, w której zostawiły matkę, rodzeństwo i swoje życie. Zanie się to udało, musiała jednak w Jemenie zostawić swojego syna. Nadia nie opuściła kraju.

W całej tej historii smutne jest to, że ojciec, z którym w końcu Zana się spotkała, uznał, że zhańbiła ona rodzinę uciekając od męża. Prosił ją by do niego wróciła i nie miał żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobił. Sprzedał swoje córki jak bydło i nie czuł żadnych wyrzutów. Nie mieści mi się to w głowie.
Źródło: lubimyczytac.pl


Książka, która ma więcej niż 500 stron:
Wystarczy chwila
Penny Vincenzi

Ta książka ma 656 stron! Mam jednak w mojej domowej biblioteczce grubszą, którą próbuję przeczytać od kilku lat.

Opis książki:
Gdy przydarza nam się nieszczęście, często dochodzimy do wniosku, że w jakimś celu ono się zdarzyło. Żebyśmy coś zrozumieli, dostrzegli, odmienili swój los...Na autostradzie A4 dochodzi do gigantycznego wypadku. Wśród poszkodowanych są m.in.: Mary, jadąca na spotkanie z ukochanym po sześćdziesięciu latach rozłąki, pewien pan młody, zdążający na własne wesele, lekarz Jonathan wracający ze spotkania z kochanką i Georgia, początkująca aktorka, która miała mieć za chwilę ważne przesłuchanie. Co zmieni w ich życiu ten wypadek? Niezapomniane postaci, wartka akcja. Chwyta za serce!

Wybierając taką książkę trzeba brać pod uwagę, że będą w niej opisane losy wielu osób, inaczej będzie nudno :). Teraz to wiem, ale kiedy zaczęłam czytać tą książkę liczba bohaterów mnie przeraziła i na początku nie mogłam się połapać kto jest kim i z kim. Z biegiem czasu jednak, gdy poznałam już wszystkich bohaterów książka dała mi taką radość, że nie mogłam się od niej oderwać. Jej rozmiar nie pozwałam mi, żebym nosiła ją w torbie i czytała kiedy chcę. Mimo to przeczytałam ja wyjątkowo szybko. Autorka świetnie potrafi opisywać różne charaktery, co w takim opasłym tomiszczu jest ważne :).


Źródło: lubimyczytac.pl
Książka ma co najmniej dwóch autorów:
Balsam dla duszy miłośnika psów
Jack Canfield, Marty Becker, Mark Victor Hansen

W tym przypadku książka ma tylu autorów, ile jest w niej opowiedzianych historii. Składa się z historii nadesłanych z wielu zakątków świata, przez wiele osób.

Opis książki:
Psy nie są całym naszym życiem, ale czynią nasze życie całością. - Roger Caras. Ktoś powiedział, że dopiero, gdy udomowiliśmy psy, staliśmy się ludźmi. Psy nauczyły nas, czym jest bezwzględna wierność, dozgonna miłość i prawdziwa radość życia. Psy są ucieleśnieniem emocji - psi ogon, długi czy krótki, nie posiada się ze szczęścia, gdy wracamy z pracy psie uszy, te beznadziejnie oklapnięte i te sterczące dziarsko, denerwują się straszliwie, gdy coś burzy ustalony porządek, a oczy... Oczyma spoglądają na nas wszystkie psie marzenia, nadzieje i obawy. Psy żyją tu i teraz. Spacer z czworonogiem, wspólna zabawa, pieszczoty, a nawet wspólne oglądanie ulubionego programu w telewizji uczą nas całkowicie zanurzać się w teraźniejszości. Psy akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy.

Uwielbiam psy i uwielbiam historie o nich. Nawet jeśli beczę, kiedy je czytam :) (jestem ciekawa, czy tylko ja). W tej książce można znaleźć psy kochane oraz te, które dopiero tą miłość odnalazły, psy ratujące ludzkie życia i dusze, bohaterów czasami odważniejszych niż my, ludzie. Czytając takie historie i patrząc w oczy mojego psa zastanawiam się dlaczego niektórzy ludzie krzywdzą te piękne stworzenia.


Źródło: lubimyczytac.pl


Klasyczny romans:
Duma i uprzedzenie
Jane Austen

To najsłynniejsza książka Jane Austen i pewnie najbardziej znany romans obok Romea i Julii. Każda prawdziwa romantyczka powinna ją przeczytać.

Opis książki:
Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za arcydzieło w dorobku tej angielskiej pisarki, głównie dzięki zabawnym, zgoła dickensowskim opisom postaci głupich i niesympatycznych. Znajdujemy tu także melancholijną refleksję nad władzą pieniądza i znaczeniem pozycji społecznej, decydujących o życiu młodej panny; a przede wszystkim znakomity, powściągliwy styl, doskonale oddający harmonię opisywanego świata...

Mark Darcy jest moim ideałem. Dla której z nas nie jest? :)

Zanim przeczytałam książkę, wiele razy widziałam film z 2005 roku, który mnie zauroczył. W moim przypadku zazwyczaj film przegrywa z książką, tym razem jednak książka trochę mnie zawiodła. Nie ze względu na styl Jane Austen, bo ten jest niesamowity (pomijając kilka momentów, w których musiałam kilka razy czytać jeden fragment i nic nie rozumiałam) ale to, w jaki sposób zostali w niej przedstawieni rodzice Elizabeth, a zwłaszcza jej matka. Film odjął jej wiele wad  i uczynił z niej miłą, trochę zakręconą matkę starającą się utrzymać wszystko na swoim miejscu. W książce pani Bennet jest nieokrzesana, mówi zanim pomyśli i tak często zmienia zdanie na temat niektórych osób, że naprawdę można stracić cierpliwość. Mimo wszystko jednak cieszę się, że przeczytałam tą książkę. Trzeba znać pierwowzór, aby móc ocenić całość :).


Źródło: lubimyczytac.pl
Książka ma numer w tytule:
Dziesięć powodów Emily
Carrie Gerlach

Opis książki:

Napisane w stylu Dzienników Bridget Jones i Diabeł ubiera się u Prady , Dziesięć powodów Emilii opowiadają o Emily Sanders, mieszkance Los Angeles, która w dniu swoich trzydziestych urodzin odkrywa, że znalazła się poza krzywą, z uciekającym w popłochu czasem, z tykającym głośno zegarem owulacyjnym. Ta robiąca karierę w firmie PR obsługującej gwiazdy Hollywood atrakcyjna kobieta dowiaduje się od swojego przystojnego terapeuty, Doktora D., że powinna przestać szukać właściwego mężczyzny, ale zacząć poszukiwać niewłaściwego faceta. Zachęca ją do zrobienia szczegółowej analizy swoich dotychczasowych hollywoodzkich podbojów poprzez wypunktowanie 10 przyczyn, dla których związek przestał funkcjonować, a każdy z mężczyzn i tak by się nie sprawdził. Tym samym, jeśli możesz znaleźć dziesięć powodów, dla którego nie powinnaś/ nie powinieneś się z kimś spotykać, zerwij z nim/nią!

To jedna z tych książek, o których zapomnę, że kiedyś je czytałam. Pomysł ciekawy, ale książka napisana jest po prostu nieporywająco. Ja nie widzę w niej żadnego podobieństwa do Dziennika Bridget Jones.

Czytałyście którąś z tych książek? A może poradzicie mi jakąś ciekawą pozycję?

niedziela, 22 marca 2015

Wielkie planowanie - dwa rozwiązania jak planować zadania

Tydzień minął mi na próbie znalezienia jak najlepszego sposobu na organizację swoich zajęć,  a przede wszystkim aktywności fizycznej. Mam cichą, ale wielką nadzieję, że kiedy zacznę planować sobie ćwiczenia i może coś poza tym, to uda mi się w końcu zrobić w końcu to, co mam w planach, czyli A6W i bieganie.

Cały czas zastanawiam się, jaka forma byłaby dla mnie najlepsza. Mam już kalendarz, w którym prowadzę takie codzienne listy rzeczy do zrobienia, ale jeśli chodzi o ćwiczenia, to są one mało motywujące. Mam w planach podszkolić trochę mój angielski i nauczyć się innego języka, może włoskiego, potrzebuję więc czegoś, co pozwoli mi ogarnąć to wszystko, co będzie się działo.

Pierwszym rozwiązaniem, na jakie wpadłam, jest Bullet Journal (nie wiem czy ma to polską nazwę). Zaletą tego rozwiązania jest to, że sami tworzymy ten planner. Sporządzamy listę zadań do wykonania w danym miesiącu, które nie mają przydzielonej konkretnej daty, ale muszą być wykonane w tym miesiącu, a następnie zadania na kolejne dni miesiąca . Jeśli któregoś z tych zadań nie wykonamy, przechodzi ono na kolejny dzień lub miesiąc. W plannerze można umieścić również listę filmów, książek, muzyki, miejsc... Wszystko zależy od pomysłowości osoby, która go używa.

Cała "zabawa" z Bullet Journal opiera się na odpowiednich oznaczeniach. Ważne, aby były one czytelne. I naj, najważniejsze, zwłaszcza dla mnie :): najlepiej stworzyć trzy rodzaje oznaczeń wykonywanych zadań - "do wykonania", "w trakcie" i "wykonane". Żadnych "mogę zrobić dzisiaj, jutro czy w piątek" bo pewnie w ogóle tego nie zrobię.

Mam nadzieję, że film i strona internetowa więcej Wam wyjaśnią niż ja :).


Poniżej kilka zdjęć, jak powinny przykładowo wyglądać oznaczenia oraz dzienne i miesięczne planowanie:











Drugi sposób na zaplanowanie swoich działań znalazłam dokładnie przed chwilą :).

Passion Planner opiera się na tym, aby w danym okresie (tydzień, miesiąc) skupić się na rozwijaniu jakiejś pasji, a następnie ocenie swoich postępów pod koniec miesiąca. Jest to bardziej dziennik postępów niż typowy planner "do wszystkiego".

Planner można za darmo ściągnąć ze strony, samemu wydrukować i złożyć (planner jest w języku angielskim).



Planuję planować moje pomysłowe zadania w obu tych plannerach (strasznie dużo tych planów w jednym zdaniu :)) i zdać Wam relację za jakiś czas. Może któryś z nich przypadnie mi do gustu, a może znajdę zupełnie nowe rozwiązanie.

Jestem ciekawa w jaki sposób Wy planujecie swoje zadania? Używacie gotowego kalendarza/plannera, czy swojego własnego spersonalizowanego?

sobota, 14 marca 2015

Odkrycia muzyczne ostatnich miesięcy

Postanowiłam podzielić się z Wami moimi hitami, które odkryłam przypadkiem oglądają film, serial lub przeglądając youtube.

Ostatnio zauważyłam, że oglądając filmy lub seriale zwracam większą niż wcześniej uwagę na ścieżkę dźwiękową i nawet jeśli film okaże się kompletną porażką, to pozostaje mi po nim piosenka, której słucham przez kolejny tydzień lub dwa :).

Oto kilka przykładów:

"Strip me" Natashy Bedingfield z filmy "Dzień Dobry TV"



"The Living Proof" Mary J. Blidge z filmu "Służące" (wspaniały film i wspaniała piosenka, która była nominowana do Oscara)



"Today" Willamette Stone z filmu "Zostań, jeśli kochasz"


"Hero" Family of the Year z filmu "Boyhood"


"Sweeter than fiction" Taylor Swift z filmu "Masz talent"


"Bird on the Wire" Katey Sagal z serialu "Synowie Anarchii" (sezon 3 odcinek 4)


Oprócz tego uwielbiam też słuchać piosenek po włosku, hiszpańsku, grecku, japońsku, koreańsku, czyli generalnie w językach, które ni w ząb nie rozumiem, ale piosenki potrafię zaśpiewać :).

"Libre ya de amores" Miguel Bosé 



"Cavernicolas" Ricardo Arjona


"Eternity" Vixx



A Wy czego najchętniej słuchacie? Co jest Waszym źródłem muzycznych nowości?

środa, 11 marca 2015

Lakier do paznokci Wibo Glamour Nails

Zmieniłam dziś kolor na paznokciach i postanowiłam się z Wami podzielić kolejnym lakierem z mojej kolekcji. Za oknem jest szaro i nieprzyjemnie, więc postanowiłam rozweselić dzień pięknym złotym kolorem z kolekcji Glamour Nails z Wibo. W rzeczywistości jest to bardziej ciepły odcień niż na zdjęciach, ale aura za oknem nie pozwoliła mi tego uchwycić.

Pędzelkiem fajnie się maluje, ale mój ma defekt: z jednej strony wystaje mu podłamany włosek. Próbowałam go jakoś naprostować, ale nie udało się. Teraz maluję paznokcie tylko jedną stroną :). Nawet pomimo tego, że lakier ma w sobie drobny brokat nie mam problemu z jego malowaniem lub zmywaniem. Na paznokciach tworzy gładką taflę ale miejscami widać pociągnięcia pędzelkiem. Gdyby ten lakier był jeszcze w odcieniu srebra, chętnie bym go kupiła.

Lakier jest średnio trwały, ściera się na końcach. Na początku nie widać tego tak bardzo z powodu koloru. Jak na razie nie miałam problemu z jego odpryskaniem, ale zobaczę jak z tym będzie po zmianie bazy.




Jako bazy używam teraz zwykłego lakieru bezbarwnego, ale zauważyłam, że odkąd go używam lakiery częściej mi odpryskują. Wcześniej jako bazy używałam odżywki z Eveline i nic takiego się nie działo. Ktoś jeszcze używa lakieru bezbarwnego jako bazy? Jeśli tak, to z jakim skutkiem? Jestem ciekawa, czy tylko u mnie się to nie sprawdza.

sobota, 7 marca 2015

Lakier do paznokci Oriflame Very Me New York Pink Blush

Zakup tego lakieru to było czyste szaleństwo. Nie przepadam za zamawianiem lakierów i innych kolorowych kosmetyków z katalogów. Wolę obejrzeć je "na żywo". Dodatkowo ten kolor to totalnie nie moja bajka, ale w katalogu wyglądał ciekawie.

Buteleczka jest dość duża, z czego bardzo się cieszę, bo lakier pochodzi z edycji limitowanej. Pędzelek jest bardzo giętki i dobrze się nim operuje, mimo że to typ, za którym nie przepadam.

Lakier ma bardzo intensywny różowy kolor i lekki metaliczny poblask. Jest tak bardzo nie w moim stylu, że musiałam go mieć :).





wtorek, 3 marca 2015

Projekt denko i krótkie recenzje - luty'15

W lutym zużyłam zdecydowanie mniej produktów niż w styczniu, jedynie pięć sztuk.

Jednym ze zużytych produktów jest kolejna butelka zmywacza do paznokci z Isany, którego już nie fotografowałam. Wiecie przecież, że to mój ulubieniec i na pewno pojawi się w kolejnych takich zestawieniach. Oprócz niego zużyłam także żel pod prysznic, mleczko do ciała i pomadkę z Yves Rocher oraz olejek macadamia z Vis Plantis.

Żel pod prysznic Owoc granatu z Hiszpanii ma słodki przyjemny zapach i jest wydajny, zwłaszcza gdy używam go w połączeniu ze szczotką lub gąbką do kąpieli. Jestem z niego zadowolona, więc na pewno jeszcze go kupię.

Mleczko do ciała Jeżyna jest moim wielkim odkryciem. Zamówiłam miniaturkę w zestawie razem z peelingiem i już wiem, że zamówię większe opakowanie tego mleczka, kiedy skończę wszystkie mleczka i balsamy jakie mam pochowane w szafkach i pudełkach. Mleczko świetnie się wchłania, właściwie momentalnie. Nie zostawia na skórze tłustej powłoki, więc bez problemu można od razu się ubrać.

Olejek macadamia kupiłam zupełnie spontanicznie. Słyszałam i czytałam, że jest świetny, więc postanowiłam spróbować, ale nie przekonałam się do niego. Opakowanie, a przede wszystkim rodzaj zamknięcia utrudniał mi wydobycie produktu gdy butelka była zbyt śliska. Butelka jest zrobiona z dość grubego plastiku, przez co kilka razy wypadała mi ona z rąk. Jakoś nie potrafię obchodzić się z produktami, które mają takie rodzaj zamknięcia. Sam olejek jest gość gęsty i trudno było mi go rozprowadzić na skórze. Raczej nie kupię go ponownie i zostanę przy mleczkach.

Ostatnim zużytym produktem i jedynym z kolorówki, jest pomadka Couleurs Nature nr 1. Arbuz z Yves Rocher.  Ta pomadka została wycofana ze sprzedaży, czego bardzo żałuję. Ma różowy soczysty kolor, czego niestety nie widać na zdjęciach. Zrobiłam zdjęcia zarówno przy sztucznym jak i naturalnym świetle, ale kolor wychodzi bardziej pomarańczowy niż różowy. Mam zamiar wykorzystać resztki z tej pomadki i zrobić balsam w słoiczku. Może wtedy uda mi się zrobić odpowiednio zdjęcia aby kolor nie był przekłamany.

Co do samej pomadki, to ma ona w sobie trochę brokatu. Jej głównym zadaniem jest nadanie połysku ustom, a nie ich pielęgnacja. Na ustach w niezbyt dobrej kondycji nie wygląda zbyt dobrze a jej noszenie wtedy nie jest zbyt przyjemne, mimo to ją lubię. Kolor Barbie w tym wydaniu bardzo mi się podoba. :).

A ile kosmetyków Wam udało się zużyć w lutym?

Pomadka w sztucznym świetle
Pomadka w świetle naturalnym

poniedziałek, 2 marca 2015

Podsumowanie lutego (tydzień 7, 8, 9)

Źródło: tumblr.com
Jestem naprawdę zła. Odpuściłam sobie wszystko - bloga i postanowienia. Obiecałam sobie jednak, że choćby nie wiem co, będę prowadziła tego bloga, tak więc jestem.

Jeśli chodzi o podsumowanie to zawaliłam dwa najważniejsze postanowienia na których najbardziej mi zależało, czyli codzienne ćwiczenia i wieczorne balsamowanie. Z pozostałymi nie jest tak źle.

Na razie nie dokładam żadnego nowego zadania do wykonania. Chcę powrócić na stare tory i ogarnąć to wszystko od początku. Chociaż jest jedna rzecz, nad którą chciałabym popracować. Potrzebuję przytyć kilogram lub dwa. Chcę oddać krew, a na razie jestem na krawędzi jeśli chodzi o kryterium wagowe. Potem pomyślę co zrobić z tą moją niby-astmą i spełnię jedno z moich wielu marzeń.

Zbliża się sezon biegowy, przynajmniej dla mnie. Kiedy w tamtym roku wpisałam na swoją listę bieganie od wiosny nie zakładałam konkretnej daty, kiedy chciałabym zacząć. Zależało mi przede wszystkim, żeby nie było już śniegu i było w miarę ciepło ale zima mnie wykiwała. Boję się, że może sobie o nas przypomnieć i wrócić, więc na razie jeszcze poczekam z bieganiem, Nie chcę złapać jakiegoś przeziębienia, bo to też dyskwalifikuje przy oddawaniu krwi. Chyba pierwszy raz tak odpowiedzialnie myślę o swoim zdrowiu. :).

Mam nadzieję, że to pierwsze i ostatnie takie załamanie. Mam kilka pomysłów na kolejne posty, oby tylko silna wola była wystarczająco silna.

środa, 11 lutego 2015

Moja lakierowa kolekcja cz. 1


Dziś przedstawiam Wam pięć lakierów z mojej kolekcji. Pomalowałam trzy paznokcie odpowiednio jedną, dwoma i trzema warstwami lakieru (mam nadzieję, że na zdjęciach widać różnicę). Ja zazwyczaj maluję paznokcie dwoma warstwami, krycie jest zadowalające a paznokcie nie są pokryte grubą warstwą. W przypadku tego najciemniejszego lakieru wystarczy jedna warstwa, ale jaśniejsze, zwłaszcza Pastel Love, najlepiej wyglądają przy trzech warstwach.

Jeśli chodzi o pędzelki to essence wygrywa. Pędzelek jest duży i jestem w stanie jednym ruchem pokryć całą płytkę paznokcia, ale akurat ta buteleczka nie specjalnie mi odpowiada, trudno jest mi nabierać z niej lakier na pędzelek. Za to pędzelki Wibo są drobne i standardowe, takie, jakich najbardziej nienawidzę. Muszę malować paznokcie wiele razy, żeby nie było widać nierówno nałożonego lakieru. Kolory lakierów wynagradzają jednak cały trud :).






A tak wyglądają wszystkie lakiery razem: